Skip to main content

Przez lata pracy jako psychoterapeuta, która prawdopodobnie jest zajęciem, a nie tytułem zawodowym, utrzymywałem w tajemnicy tęsknotę, że pogłębiając swoją świadomość, ludzie rozwijają umiejętności słuchowe i empatyczne, które pozwalają im leczyć i wzmacniać się Inne Ta idea jest rodzajem herezji (od czasów Freuda i Junga status psychoterapii dążył do uzyskania statusu religijnego), co oznacza, że ​​szkolenie terapeutyczne, regulacja, rejestracja, licencjonowanie i ogólne akcesoria zawodowe, jako ktoś (i zapomnij, kto to był) powiedział kiedyś, że uczyni Jezusa nielegalnym doradcą.

Ale podczas gdy osobiście przeszedłem trudy osobistej terapii przez wiele lat, zarówno teoretyczne, jak i oparte na doświadczeniu szkolenie, nadzór terapeuty itp., Które dają mi ogromny szacunek dla „zawodu” psychoterapii, czuję i utrzymuję w sobie, że terapia ta jest naturalną odpowiedzią na ludzkie problemy - i reakcją, która stała się złożona, a do pewnego stopnia ekstremalna - być może zbyt skomplikowaną odpowiedzią na najbardziej szalony świat, w którym kiedykolwiek żył gatunek ludzki.

W pogoni za szczęściem nieuchronnie się od niego oddalamy. Jest tak oczywiście dlatego, że zmierzamy w złym kierunku. Szczęście jest w środku - nie na zewnątrz. Innymi słowy: jeśli nie rozbijesz wewnętrznego szwu szczęścia w wewnętrznych obszarach, nie możesz oczekiwać, że osoba lub wydarzenie w świecie zewnętrznym przyniesie ci szczęście. Jest to ten sam argument, co ten, który mówi, że nie możesz pojąć, dostrzec lub doświadczyć Boga, jeśli nie ma w tobie części Boga (w rzeczywistości nie doświadczasz Boga, ponieważ królestwa duchowe działają zgodnie z zupełnie innymi prawami, które je przekraczają względny świat, ale tutaj faktycznie weszliśmy w głęboką wodę) i to byłaby herezja jeszcze niedawno, przed erą holistyczną, w której obecnie żyjemy.

To ten wewnętrzny światowy biznes (lub wewnętrzne dochodzenie lub wewnętrzna podróż) ma tendencję do odstraszania ludzi zorientowanych na zewnątrz (tj. Większości z nas). W końcu nie masz nic do pokazania na zewnątrz do wewnętrznych badań - bez zdjęć, bez certyfikatów, bez medali - tylko subiektywne zalety, które mogą mieć pozytywny wpływ na twoje życie. Żyjemy w czasach przytłaczającego materializmu, w którym jednostka ma wyższy niż kiedykolwiek priorytet w historii ludzkości. To, co mamy - ile kwalifikacji, osiągnięć, rzeczy - określa nas w świecie, który jest nastawiony przede wszystkim na zamanifestowane indywidualne bogactwo.

Zanim odrzucisz ten argument, zauważ, że dominującą komunikacją między jednostkami jest aktywność zawodowa, walka materialna i osiągnięcia, to, co zrobili, gdzie mieszkają, ile mają dzieci lub wnuków. Rzadko rozmawiają o wewnętrznych stanach emocjonalności, duchowości, energii, doświadczenia psychologicznego lub umiejętności intymności interpersonalnej. Przynajmniej nie jest to wcale powszechne.

Ale to właśnie w tym obszarze wewnętrznego doświadczenia życie nabiera sensu i dlatego warto żyć. Tylko wtedy, gdy możemy być ze sobą i w pełni zamieszkać w wewnętrznych królestwach, możemy zbliżyć się do naszego prawdziwego potencjału, rozwijać się jako istoty ludzkie i żyć we wzajemnych relacjach ze światem zewnętrznym, który jest pożywny i bogaty, żywy i autentyczny.

Aby być ze sobą, naprawdę musimy nauczyć się umiejętności, które umożliwiają i pozwalają nam być z innymi. To temat, który omówię w drugiej części tego artykułu.

[ff id="6"]